środa, 13 października 2010

przesłanie z San Jose

Smog zawisł już nad Łomiankami. Co roku obwieszcza jesień. Początek sezonu grzewczego przypomina pewnie setkom Łomian o braku środków na dostateczne dogrzanie domostw i że znowu będzie trzeba palić czymkolwiek mimo powzięcia postanowienia przed rokiem: to już ostatnia taka zima. Drzewo niestety kosztuje, a jak pozwolisz murom na wychłodzenie, to trudno będzie potem wrócić do stanu przyzwoitych temperatur. Jak grzejesz gazem, też jest ciężko. Przy 170 mkw. powierzchni, a to pewnie średnia dla miasta i gminy Łomianki, rachunki miesięczne mogą sięgać nawet 700 złotych w szczycie sezonu.

Smog i jeszcze coś sprawiło, że jak dziś wracałem do domu chwilę po ósmej, poczułem się się przez moment, jak wtedy, gdy jestem na Śląsku. Gęstą od dymu ciszę przerywały miarowe dźwięki jakiejś piły, chyba do drewna, chociaż co cięła, po samym brzmieniu trudno było orzec. Myśl o tym, że wykorzystano ją zgodnie z przeznaczeniem, pociesza, bo świadczy o tym, że jednak ktoś jeszcze w tym mieście grzeje w sposób tradycyjny.

Myśl o Śląsku przypomina o toczącej się właśnie akcji ratunkowej w kopalni złota i miedzi w Chile. 33 górników, po jednym na godzinę, ratownicy wciągają na powierzchnię specjalnie do tego przygotowaną kapsułą. Koło setki reporterów, konferencje prasowe z udziałem uratowanych górników, z których przezierają prawdziwe emocje i radość z ocalałego życia. Nie wyobrażam sobie polskiego górnika, który tak pięknie mówi przed kamerami o miłości do bliskich, ściskając ich przy tym za dłonie, jak w  najbardziej krzepiącym amerykańskim filmie familijnym. Może by się wstydził, krępował kamer, powstrzymywał emocje. Latynosi są naprawdę bardziej spontaniczni. Nie ma tanich gestów, są słowa, które trzeba głośno powiedzieć. W takich momentach czuję, że telewizja nareszcie spełnia ważkie cele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz